Świadectwo z rekolekcji wakacyjnych III ONŻ w Rzymie
- oazamistrzejowice
- 24 sie 2014
- 2 minut(y) czytania

Na rekolekcje III stopnia ONŻ w Rzymie trafiłam w wyniku wielkiego ciągu zbiegów okoliczności (miałam do wyboru inne miejsca, ale jeden e-mail wysłany z ciekawości zdecydował, a potem wszystko się samo ułożyło, lub raczej rozwaliło i ułożyło od nowa). Kiedy w końcu wyjeżdżałam, byłam pełna radości ale i obaw. Żywy Kościół- brzmiało górnolotnie, nie do końca wiedziałam czego się spodziewać. No i Rzym- czy nie zamienię rekolekcji na wycieczkę krajoznawczą?
Pod wieloma względami było inaczej niż na wszystkich rekolekcjach do tej pory. Mieszanka ludzi z przeróżnych diecezji zrobiła swoje- musiałam oderwać się od pewnych przyzwyczajeń, zaakceptować „nowe porządki”, choć sporo mnie to kosztowało. Z natury uznaję, że tak jak jest u mnie, jest przecież najlepiej. Na wstępie czekała mnie lekcja pokory. Nie wszystko musiało być tak jak ja chciałam, nie o to chodziło. Wierzę, że to też był element Planu Bożego.

Mój III stopień miał się odbywać w gronie międzynarodowym- kolejna niepewność. Czy to nie przeszkodzi w przeżywaniu rekolekcji właśnie na temat wspólnoty? Bo jaką wspólnotę mogą stworzyć osoby z różnych krajów w ciągu 15 dni? Tymczasem to tylko wzmocniło chęć poznawania się nawzajem. Ci ludzie, myślałam, przyjechali z różnych miast i krajów, a łączy nas ten sam Ruch, wartości, chcemy i szukamy tego samego. Czy może być coś bardziej budującego i zbliżającego do siebie? Oczywiście, zdarzały się wtopy i śmieszne sytuacje (Jak gdy koleżanka, chcąc sprawić przyjemność czeskiej kucharce, wchodząc do kuchni powiedziała: „O, jak pachnie” [polskie pachnie po czesku znaczy śmierdzi]:D), ale po prostu rozmawialiśmy ze sobą. Normalnie, jak z każdym innym, używając przeróżnych języków lub chociaż uśmiechaliśmy się do siebie.
Jednak centrum rekolekcji stanowiły dla mnie spotkania w grupach. Okazały się przeżyciem jakiego jeszcze nigdy nie doświadczyłam w takim stopniu. Słyszałam gdzieś, że spotkania mają polegać na rozmowie ale… to była inna rozmowa. Znalazłam się w grupie całkiem nieznanych dla siebie dziewczyn z całej Polski i nagle zaczęłam opowiadać im o rzeczach, o których nigdy bym nie przypuszczała że opowiem komukolwiek; także, a może przede wszystkim, o tych trudnych. To były spotkania, których dosłownie nie mogłyśmy skończyć, tyle miałyśmy doświadczeń do podzielenia. Mogę powiedzieć, że „czułam w powietrzu” obecność Ducha Świętego, głos proszący: „otwórz się, właśnie to co chcesz powiedzieć jest ważne, warte uwagi, oni na ciebie czekają”. Doświadczyłam obecności Boga nie wylewając strumienie łez na adoracjach (no dobra, to też), ale przede wszystkim w rozmowie z drugim człowiekiem. I poczułam Jego miłość w tym, jak modlimy się z siebie nawzajem.

Piętnastego dnia podczas Godziny Świadectw wiele osób, podobnie jak ja, opowiadało o „zbiegach okoliczności”, o przypadku, który sprawił, że znaleźli się w Rzymie. I często powtarzało się pełne pewności stwierdzenie, że przypadki nie istnieją. Pewnie przeżylibyśmy głęboko swój III stopień w każdym innym miejscu, ale gdyby brakło jednego z nas, ta konkretna wspólnota byłaby niekompletna. Kiedy wtedy patrzyłam na ludzi opowiadających o swoich „przypadkach”, myślałam: „Boże, dziękuję, że przyprowadziłeś tu właśnie ich. To na pewno nie przypadek, że jesteśmy tu razem”. Za to niech będzie Chwała Panu.
Opr. Aleksandra Niebudek
Comments